poniedziałek, 28 kwietnia 2014

FEAGA 2014

FEAGA to coroczne targi rolnicze organizowane w okolicach Pozo Negro (mniej więcej 20 minut autem od Caleta de Fuste, sam środek wschodniego wybrzeża). Nie jestem jakąś wielką fanką agrokultury (czyt. robienia na roli), ale małe kózki, króliczki i kurki mi się podobają, zawsze na Gran Canarii pomagam przy zwierzakach i dobrze się przy tym bawię. W piątek zapadła więc decyzja - jedziemy. Ringo wyprowadzony i zostawiony w domu, wałówka zapakowana, doczłapaliśmy się starą Ibizą do Pozo Negro i zobaczyliśmy:

- wielki, naprawdę wielki namiot tylko ze stoiskami typu bar/napoje/kiełbaski itd,
- wielki prawie pusty parking
- kilka innych namiotów, z czego tylko dwa były zapełnione

1) zwierzaaaaaaaki

- zakochałam się w małym osiołku majorero (tak, też istnieje specjalny gatunek osła z Fuerteventury):



 - zakochałam się w królikach, konkretnie w tych:



- kozie narodziny obrzydziły mi macierzyństwo na długi czas:


- a widząc świnie gatunku kanaryjskiego (naprawdę taki istnieje) pomyślałam że Gerardo ma z nimi wiele wspólnego:



FEAGA odbywa się co roku pod koniec kwietnia, poza oglądaniem zwierząt można zająć się zakupami (sery, miody, biżuteria, wszystko co tylko produkuje się na wyspach). Poniżej więcej zdjęć (z masfuerteventura.com) z targów.

podenco- kanaryjskie psy do polowań

perro majorero czyli z Fuerteventury, wygląda jak mała koza ;))

coroczny konkurs serów kozich

autobus dowożący na targi i plakat promujący

kozioł wart jedyne 1250 euro

osiołki majoreros <3


wielbłąd z oasis parku


Raz się wybrałam z ciekawości, ale mam wrażenie że więcej już nie odwiedzę. Jeśli jednak kogoś interesuje 'z czego żyją ludzie na Wyspach Kanaryjskich (poza turystyką)', to warto zajrzeć za rok.






sobota, 26 kwietnia 2014

Odkrycia muzyczne ostatniego tygodnia

W mijającym tygodniu zakochałam się w kilku piosenkach. Ostatnio staram się mieć coraz więcej do czynienia z językiem hiszpańskim czy to w formie książek (chociażby La Prision de Black Rock), czy też seriali (ukochane El Barco i El Internado już obejrzane, teraz oglądam durne Aqui no hay quien viva albo trochę lepsze Con el culo al aire - tak czy inaczej hiszpańskie poczucie humoru jest dosyć słabe w porównaniu do np. Allo Allo), czy też muzyki. Z mocnym akcentem na to ostatnie :)

W tym tygodniu zakochałam się w:

1) Ileana Cabra - La Pared
Ileana Cabra, dziewczyna z Puerto Rico, moja rówieśniczka. Przepiękna barwa głosu, jak dla mnie ma coś magicznego, poza tym śliczna kobieta. No i siostra Calle 13, a do niego mam wielką słabość.






2) Calle 13 - Preparame la cena. Piosenka bardzo, ale to bardzo smutna. Pokazuje to, czego wiele osób nie chce widzieć w Ameryce Południowej - przerażającą biedę i zdesperowanych ludzi. Mimo tego, że wielu imigrantów z Ameryki Południowej mi podpadło (chociażby Kolumbijczycy tym jak traktują kobiety), to jest mi ich żal.





3) Calle 13 - El Aguante - co tu dużo mówić, kawałek o tym że całe życie musimy wytrzymywać ze wszystkim ze wszystkimi - począwszy od problemów ze zdrowiem a skończywszy na prezydentach skur****.






Jak się domyślacie - jestem fanką Calle 13, jaram się jak dziecko tym, że już w lipcu wystąpi na Fuerteventura en Musica w El Cottilo. Nie dość że Cotillo to jeszcze Calle 13, radość podwójna :)



I już spoza hiszpańskojęzycznych kawałków:

4) Synaptine - Prisoner. Śpiewa Kasta - tak, ten raper. Myślałam że to żart, ale okazało się że jako wokalista jest dużo lepszy niż raper, przynajmniej dla mnie. Głos podobny do gościa z Nickelback :))






5) Andrzej Dąbrowski - Re-fleksje. Cover numeru Pezeta i Noona. Dla mnie super inicjatywa - chciałabym usłyszeć więcej takich coverów.





I jak się podoba moja lista? A może wy ostatnio usłyszeliście coś, czy warto się podzielić?

środa, 23 kwietnia 2014

Dwa lata na Fuerteventurze

Pierwszy raz pojawiłam się na Fuercie w 2011 jako animatorka, niewiele ponad 3 miesiące wiecznej zabawy, braku odpowiedzialności, korzystania ze słońca, codziennego plażowania i zauroczenia wyspą. Bo w końcu wszystko wydawało mi się takie beztroskie :)

Ale to właśnie dokładnie dwa lata temu, 23.04.2012, wylądowałam na Fuerteventurze "na dłużej". Początkowo miało to być pół roku, ale już po kilku tygodniach wiedziałam, że na pewno się nie skończy po 6 miesiącach. Jak wyglądały ostatnie dwa lata mojego życia? Był to dla mnie okres wielu zmian, zdecydowanie dojrzałam, udało mi się postawić na swoim w wielu kwestiach, tym samym biorąc całkowicie odpowiedzialność za moje postępowanie (co nie zawsze jest łatwe).

- pierwsze 3 miesiące - przerażenie, praca po 70 godzin tygodniowo, ale jednocześnie wiara w "misję" touroperatora dla którego pracowałam,

- kolejne 3 miesiące - zwątpienie, zrezygnowanie i gdyby nie mój G. - chęć powrotu do Polski. Był to okres w którym dalej, mimo ciągłych przeszkód na które nie miałam wpływu (opóźnienia lotów, overbookingi hoteli, dziwne wymagania klientów, lokalna fauna w postaci karaluchów, wszędzie karaluchów - tak, jeśli przyjeżdżasz na Wyspy Kanaryjskie bądź przygotowany na to, że je spotkasz i na to, że część z nich lata), starałam się pracować dobrze, zasłużyć na pochwałę szefostwa, utrzymać dobrą sprzedaż, mieć dobre kontakty z hotelami, odbierać telefon alarmowy przy pierwszym dzwonku, nigdy nie spóźniać się na dyżury...krótko mówiąc, starałam się osiągnąć niemożliwe,

- w listopadzie 2012 skończył się pierwszy kontrakt, pojechałam do Polski z planem dokończenia pracy licencjackiej, niestety zamiast w BUWie wylądowałam na stole operacyjnym, a kilka tygodni później z powrotem na koziej wyspie,

- w styczniu 2013 siedziałam 3 tygodnie bez pracy, z nudów zaczęłam gotować i piec ciasta (a wcześniej byłam osobą, która potrafiła przypalić wodę na makaron) i okazało się, że obie czynności wychodzą mi całkiem nieźle,

- a już w lutym zeszłego roku zaczęłam kolejny kontrakt. I znów - znienawidzone poniedziałkowe spotkania, brak snu z nerwów przed niedzielnym lotniskiem, opóźnienia, niedomówienia w teamie wyspowym, poczucie wypalenia i szczerego znienawidzenia tej pracy (ale co miałam robić, skoro kryzys w Hiszpanii szaleje a mój hiszpański jeszcze rok temu pozostawiał bardzo wieeeeeeeeeeele do życzenia),

- w czerwcu poznałam bratnią duszę, moją Madzię najukochańszą, i jest to chyba jedno z trzech najważniejszych wydarzeń ubiegłego roku. Dla niej pobyt na Fuercie był dosyć traumatyczny, ja byłam wtedy już zupełnie wypalona, ale to że się poznałyśmy zawdzięczamy tylko i wyłącznie niemieckiemu touroperatorowi z uśmiechem w logo,

- w październiku zgodziłam się zostać żoną G., w listopadzie wróciłam do Polski z zamiarem napisania pracy licencjackiej i powrotu do rezydentury po 3 miesiącach. Co ciekawe, przez pierwszy miesiąc nie mogłam spać w noce z soboty na niedziele, mój mózg dalej był zaprogramowany na problematyczne życia rezydentki. Gdy już napisałam pracę (tak, udało się, chociaż było to jedno z najcięższych zadań w moim życiu :D), dostałam maila z Broncemar Beach czy czasem nie chciałabym pracować w recepcji. Oczywiście się zgodziłam, ale wszystko pozostało na zasadzie "przyjedź to pogadamy i zobaczymy". Kilka dni po obronie i tydzień przed świętami wsiadłam w samolot z myślą że odwiedzę hotel, porozmawiam z dyrektorem i nic z tego nie wyjdzie, że po tygodniu wrócę do Wawy, spędzę Boże Narodzenie z rodziną, a w styczniu znów zacznę pracę dla biura podróży. Przyszłam do hotelu i okazało się, że jestem wpisana w popołudniowy grafik :) nie powiem, nowa praca momentami daje mi w kość, ale jestem bardzo zadowolona ze zmiany.

Te dwa hiszpańskie lata minęły bardzo szybko. Zdarza się, że przypominam sobie dzieciństwo, gdy upływ czasu odmierzało się urodzinami i Bożym Narodzeniem (bo prezenty prezenty) i zawsze pomiędzy tymi wydarzeniami tak straaaasznie długo trzeba było czekać. A teraz? Wydaje mi się, że raptem kilka dni temu byłam na szkoleniu rezydentów, żegnałam się z rodziną w Polsce, pakowałam walizkę (ekhm...no dobra, trzy walizki i dwa bagaże podręczne) i jechałam zacząć nowe, tymczasowe życie. Tymczasowość zamieniła się w (mam nadzieję) stałość, zyskałam kanaryjską drugą rodzinę, nauczyłam się hiszpańskiego i co najważniejsze - nauczyłam się samodzielności. Spotkało mnie bardzo dużo dobrego i wiem, że jeszcze więcej przede mną, ale na szczęście opadły mi już klapki z oczu i jestem świadoma tego, że Fuerteventura/Wyspy Kanaryjskie nie oznaczają raju na ziemi i nie są rozwiązaniem wszelkich problemów.

W tym roku czeka mnie jeszcze jedno bardzo ważne wydarzenie, póki co ćwiczę jazdę konną żeby wjechać do ratusza na białym koniu ;)))

czwartek, 17 kwietnia 2014

Czerwone zaćmienie księżyca

Przedostatniej nocy (a właściwie wczesnym rankiem) można było zaobserwować przepiękne wydarzenie na kanaryjskim niebie - czerwone zaćmienie księżyca. Wyspy Kanaryjskie były jedynym europejskim punktem, z którego było coś widać (chyba że było się akurat w Puerto Lajas i było mnóstwo chmur, to teraz trzeba czekać do 2034 roku bodajże). Bardzo żałuję że nie udało się zobaczyć, bo według mnie (przynajmniej na zdjęciach) było to coś przepięknego.


źródło: ftp://ftp.iac.es/out/prensa-eclipseluna-15abril2014/DanielLopezTenerife/



Teraz pozostaje mi czekać na ciepłe letnie noce i wycieczki w wyludnione punkty wyspy w celu obserwacji gwiazd. W sumie szkoda, że mamuśka oddała swój prezent gwiazdkowy, akurat by się przydał jakiś teleskopik :)

wtorek, 15 kwietnia 2014

Ruta de la Tapa

Kryzys w pełni, ludzie coraz mniej wydają na jedzenie "na mieście", dużo knajpek ledwo sobie radzi, trzeba coś wykombinować. Usiedli, pomyśleli i wykombinowali - trasę tapasów, czyli jedno piwo/wino/woda+przekąska za 2.50 euro. Ruszyła 4 kwietnia w municipio de La Oliva (dużo restauracji z popularnego Corralejo bierze udział), potrwa do 4 lipca, a dodatkowo można sporo wygrać. Wystarczy odwiedzić 40% ze wszystkich knajpek, zebrać specjalne pieczątki i wziąć udział w losowaniu. Gdyby ktoś odwiedził 40% a wracał do Polski to ja z chęcią przygarnę kupon, żeby się nie zmarnował :)


czwartek, 10 kwietnia 2014

Policyjnie

Na Wyspach Kanaryjskich wypoczywa (i żyje się) dosyć bezpiecznie dzięki dużej ilości policji. Istnieją trzy główne korpusy:

1) Policia Local - odpowiednik naszej straży miejskiej, tylko o większych kompetencjach (i działający sprawniej). Działają na obszarze miast (np. wystawiają mandaty za złe parkowanie), a jeśli zauważą (chociażby w drodze do innego miasteczka które im podlega), że ktoś łamie przepisy, powiadamiają Guardię Civil. Dosyć przyjemni i nieszkodliwi, jakoś nigdy mi nie podpadli i nie miałam żadnego starcia z nimi, co jakiś czas wpadają do hotelu z pytaniem czy wszystko w porządku.

2) Guardia Civil - ci, których tak bardzo się boję, brr. Hiszpańska żandarmeria, czyli formacja paramilitarna. Guarcia Civiles nie mogą na przykład należeć do związków zawodowych, a wykonywane przez nich obowiązki sprawiają, że prawie nikt ich nie lubi - stoją z radarami, zatrzymują do kontroli (alko/narkotykowej), ukrywają radary w najdziwniejszych miejscach. Pozytywne aspekty pracy - chociażby to, że łapią prawdziwych przestępców, ale z drugiej strony każda ich kontrola na drodze sprawia że mam ciarki.
Najwyższy mandat jaki mi groził to 600 euro za niezatrzymanie się na STOPie, udało się nie dostać, ale nie wiem czy niedługo nie dostanę zdjęcia z fotoradaru ukrytego sama-nie-wiem-gdzie (jak jechałam to z naprzeciwka mi zamrugali ale chyba już było za późno). Mandaty są wysokie (zwykle, chociaż np. za brak prawa jazdy w trakcie kontroli jest tylko 10 euro), na szczęście jeśli zapłacimy w ciągu 20 dni (nowe przepisy, weszły w życie w tym roku) to dostajemy 50% zniżki. Póki co jeszcze punktów mi nie odejmują (bo tutaj ma się 12 punktów na całe życie i za przewinienia je odejmują, a nie dodają tak jak u nas, poza tym te 'tutejsze' nie anulują się po roku, ups...), ale w maju 2015 muszę wymienić polskie prawko na hiszpańskie i już będę zagrożona punktami.

Jeśli będziecie jeździć na Kanarach w nocy, uwaga na duuuuże kontrole - czasem zablokowane jest całe rondo i sprawdzają wszystko - od dokumentów, przez kontrolę alkomatem, po test narkotykowy. Ja za pierwszym razem byłam przerażona, sam mundur Guardii Civil prawie powoduje u mnie atak paniki, a większość z funkcjonariuszy jest bardzo nieprzyjemna w sposobie bycia.

3) Policia Nacional - tych z kolei uwielbiam, głównie dzięki młodszej części funkcjonariuszy. Wszyscy młodzi których widziałam są superprzystojni, mają obcisłe koszule i zabójczy uśmiech :) zajmują się sprawami imigrantów (ponad rok walczyłam z nimi o wydanie papierów, a mimo to dalej ich lubię), zagrożeniami terrorystycznymi, zorganizowanymi grupami przestępczymi itd. Lubię ich głównie za to:

(ukradzione z http://cuantodanio.es/2013/01/el-policia-nacional-que-esta-causando.html)
No dobra, może nie wszyscy tak wyglądają ale wielu z nich. Naprawdę wielu. Czasem aż żałuję, że problem z papierami mam już za sobą, bo wcześniej odwiedzałam posterunek co najmniej raz w tygodniu.

Niezależnie od tego, że niektórzy hiszpańscy policjanci są naprawdę przystojni, nikomu z Was nie życzę kontaktu z nimi, tym bardziej że niewielu mówi po angielsku.

Gdyby jednak w trakcie wypoczynku w Hiszpanii wydarzyło się coś, o czym musicie zawiadomić policję, warto pamiętać o możliwości złożenia zawiadomienia telefonicznego pod numerem 902 102 112 (po angielsku, niemiecku, francusku i włosku, od poniedziałku do niedzieli w ciągu dnia). Telefonicznie można zawiadomić o kradzieży, zgubieniu dokumentów lub innych szkodach. Po złożeniu zawiadomienia musimy się wybrać na posterunek Policji Narodowej i podpisać zeznanie, a później czekać na rozwiązanie sprawy. Nie ma jednak co się oszukiwać, większość spraw typu 'wakacyjnego' (np. ktoś mi ukradł portfel) pozostaje niewyjaśniona, tyle że przynajmniej mamy potwierdzenie dla naszego ubezpieczyciela. Ale odpukać w niemalowane, żeby czasem kogoś nie spotkały takie nieprzyjemne wydarzenia w trakcie urlopu na Kanarach!

wtorek, 8 kwietnia 2014

Chyba nie jestem zbyt dobrą blogerką :)

za rzadko piszę, za rzadko wchodzę na bloga, zasadniczo moja nowa praca trochę zabrała mi czas na 'wirtualne' życie. Jeśli macie mnie na fejsie, to też jakoś zniknęłam - jak się już pojawię to raczej z telefonu niż z komputera, ten drugi włączam dwa razy na tydzień. Ostatnio głównie po to, żeby sprawdzić stan konta, bo przez weekend widniało tam piękne 5.49, prawie 5 litrów benzyny mogłabym kupić, ale na szczęście pensja już się pojawiła.

Taraaaaaaaaaaaaaa, Kanary po raz pierwszy w historii konkursu NASA na zdjęcia z kosmosu dwa razy z rzędu zajęły pierwsze miejsce:

- w ubiegłym roku za sprawą zdjęcia z lutego 2012 z wybuchu podwodnego wulkanu w okolicach El Hierro:

http://earthobservatory.nasa.gov/IOTD/view.php?id=77171

- w tym roku dzięki zdjęciu zrobionemu w czerwcu, przepiękna gra światłocienia na oceanie:

http://earthobservatory.nasa.gov/IOTD/view.php?id=81421

Mały sukces ale cieszy, bardzo cieszy taką fankę Wysp jak mnie :)


Przy okazji - nareszcie znalazłam miejsce, w którym z wyprzedzeniem publikowane są informacje o ciekawych wydarzeniach na Fuerteventurze - oficjalna agenda kulturalna Cabildo de Fuerteventura (klik). Dzięki zajrzeniu na stronę, udało mi się kupić bilet w trzecim rzędzie na Jezioro Łabędzie w wykonaniu Baletu Moskiewskiego (tak tak, właśnie tak, balet moskiewski na Fuerteventurze, jaram się jak dziecko!). 

Z innych ogólnych informacji - na Fuerteventurę wraca dobra pogoda. No ok, może na południu w ogóle nie znikała, ale moje Puerto Lajas całą zimę było biegunem północnym wyspy, zimno i nieprzyjemnie :) za to ostatnie poranki spędzamy z Ringo tak:



A tutaj prognoza pogody na najbliższe dni:

Czwartek wolne, więc wybieram się do El Cotillo, juhuuuu :) za to w piątek po południu, konkretnie o 18.30, zaczynam realizować marzenie z dzieciństwa - pierwsza lekcja jazdy konnej, nawet toczek z Polski sobie przywiozłam.

Idzie lato, więc odżył mój ogródek balkonowy, który wygląda obecnie tak, a w sobotę jeszcze się rozrośnie (kolejny raz będą kwiatki do kupienia w Lidlu hłe hłe):



a na drugim końcu balkonu króluje mój pies:

(jakiś przymulony na tym zdjęciu, nie wiem co mu się stało)

Poza tym, ze starszych zdjęć, dwa z wakacji w Polsce:

ja&Kowi&Mario Casas <333

ja&Kowi (podobno robienie selfie to już zaburzenie psychiczne...Kowi, skomentujesz to?)

I zdjęcia z Gran Canarii z końca lutego:

mój najsłodszy zakatarzony kociak

pierwszy 'prawdziwy tort urodzinowy' jaki zrobiłam w życiu, na dodatek bez glutenu :)

tyyyyyleeeee rumu, czyli fabryka rumu Arehucas (szczerze? nie zapłaciłabym za wycieczkę do tego miejsca, tym bardziej że sam wstęp jest darmowy...a z Fuerty ludzie jeżdżą na wycieczki jednodniowe kawałek Las Palmas+właśnie destylarnia, jak dla mnie wyciąganie hajsu a nie atrakcja, tzn. fajnie odwiedzić przy okazji długiego pobytu na Gran Canarii, ale np. katedra w Arucas jest dużo ciekawsza)

KUMKWAT, czyli owoc, który powinien zaciekawić wszystkich w moim wieku. Dawno dawno temu była taka reklama jakiegoś soku, w której co chwilę przewijała się tajemnicza nazwa kumkwat. To właśnie to drzewo i te owoce, swoją drogą przepyszne :)


To właściwie tyle, spełniłam mój blogerski obowiązek i idę na leżak. W tym tygodniu postaram się napisać coś o policji na Wyspach, bo to dosyć interesująca kwestia, a jakże ważna jeśli ktoś planuje wypożyczyć auto.








wtorek, 1 kwietnia 2014

Loty na Wyspy Kanaryjskie

Jako że jestem świeżo po urlopie, trochę naszukałam się lotów i już wiem mniej więcej co i jak. Szczęściarzami są ci, którzy mają dość kasy, lecą we właściwym terminie i lecą z Polski na Wyspy i mogą skorzystać z czarterów. Bezpośrednie bilety czarterowe sprzedaje aktualnie Rainbow Tours i TUI, Itaka tylko kilka dni przed wylotem (a nie każdy może brać urlop i czekać z kupnem biletów do ostatniej chwili). Najtańszy bilet kupiłam w grudniu 2012 - niecałe 400zł w dwie strony, w 2013 (też w grudniu) ceny były podobne. Niestety przez 90% dni w roku średnia cena na Kanary to 1000-1500zł, ale za to:
- wyloty z polskich lotnisk,
- 20kg bagażu w cenie,
- bezpośrednio, tylko 5.5h lotu,
- polskojęzyczna obsługa (nie żeby mi na tym zależało, ale dla wielu osób to plus).
Gdy pracowałam jako rezydentka, latałam Enter Air bo to oni obsługiwali nasze loty. Na forum.gazeta.pl jest mnóstwo narzekań na tę linię, a mi się nigdy nic negatywnego nie przydarzyło. Opóźnienia rozumiałam - niestety rynek czarterów mamy jaki mamy, a lotnisko na Fuercie czynne do północy nie ułatwia sprawy - opóźnienie półgodzinne może łatwo przerodzić się w 12godzinne, bo gdy wiadomo że samolot już tu nie wyląduje, po prostu nie wylatuje z Polski. Brak bezpłatnego jedzenia w samolocie też nie jest problemem o ile wiadomo to wcześniej (a latając z TUI wiadomo), płatne jedzenie niezłej jakości, obsługa bardzo miła, samoloty w średnim stanie ale nie jakieś ruiny tak jak piszą ludzie. Przykładowa cena najtańszego czarteru z Polski na Kanary (dzisiaj, 1.04) to 597zł (na Gran Canarię)

Niestety tym razem nie mogłam skorzystać z wygodnego czarteru, bo biura przestały sprzedawać bilety w jedną ze stron, tzn. z Wysp do Polski, sprzedają tylko Polska-Wyspy-Polska (przynajmniej taką informację uzyskałam w call center). Poza tym urlop zaczynałam w poniedziałek i kończyłam w piątek, a czartery do Wawy są w niedziele. Tym sposobem za prawie 500 jurków zmuszona byłam kupić bilet AirBerlin. Poza ceną - wszystko super. Duży samolot, sporo miejsca, tylko jedna przesiadka (do Wawy miałam jakieś półtorej godziny na przesiadkę, ale było opóźnienie i ledwo zdążyłam; w drodze powrotnej prawie 2 godziny), kocyki, poduszki, darmowe przekąski, film z niemieckim dubbingiem w trakcie lotu. Jeśli komuś nie pasuje czarter - jak najbardziej polecam lot AirBerlinem.

Mogłam też wybrać któreś z lowcostów, np. Ryanaira, i przesiadkę w Hiszpanii albo w Anglii. Szukałam Hiszpanii żeby zredukować koszt biletu 50%zniżką dla rezydentów, ale niestety - musiałabym spędzić kilka dni w podróży, bo przykładowo przyleciałabym do Barcelony w poniedziałek a lot do Polski w środę, poza tym dodając cenę bagażu i noclegów - wyszłoby mi tyle samo (albo i więcej) co AirBerlin.

Szukając lotów korzystałam z:
- fly4free.pl
- kayak.es
- tui.pl (o dziwo najtańszy bilet airberlin znalazłam właśnie tam)
- skyscanner.es

To kto i kiedy mnie odwiedza?:)