czwartek, 26 grudnia 2013

Pierwsze święta z dala od rodziny

i co tu ukrywać - jakoś smutno. W Wigilię sama chciałam pracować, żeby nie siedzieć w domu i nie chlipać do poduszki ;) moja niezastąpiona rodzina zadzwoniła na pracowy telefon i poprawiła mi humor, a życzenia od Kowalskiej doprowadziły mnie do łez wzruszenia.
Tutaj jakoś nie czuje się klimatu świąt - bez śniegu i zimna to nie to samo, serio. Jestem przyzwyczajona do czegoś innego :) zresztą ostatnie dni były bardzo intensywne, bo zmieniłam pracę.

Nareszcie mogę to napisać otwarcie! Rzuciłam pracę, która powodowała u mnie okresowe załamania nerwowe i dostałam pracę w hotelu Broncemar Beach. Jakby ktoś się wybierał, to zamawiam paczkę kabanosów i biały ser :) a w zamian postaram się załatwić przyjemny pokój (tylko dawać znać wcześniej!).  Już nigdy więcej telefonów w środku nocy, powtarzania tego samego na 10 spotkaniach dziennie i głupich pretensji o brzydką pogodę. Na dodatek w hotelu pracuje super ekipa ludzi i już się tam dobrze czuję. Pierwszy raz od kwietnia 2012 czuję się jak człowiek, a nie numer w rejestrze i popychadło dla klientów. Jak się stało że mi się udało?

Jak byłam kilka tygodni temu w Ingenio to telefonicznie dostałam propozycję pracy, ale nic nie zostało powiedziane wprost - tylko tyle że mam przyjść 16 grudnia rano i porozmawiamy. Poszłam cała w nerwach, myśląc że jakaś rozmowa kwalifikacyjna itd, a szefowa recepcji wystrzeliła z tekstem, że zaczynam pracę za 5 godzin. Aktualnie mam pierwszy dzień wolny od początku pracy i stąd ponowne nadawanie - jednak zupełnie inny typ pracy niż to w czym mam doświadczenie daje trochę w kość. Nie dość, że zmianę kończę o północy, to później z natłoku informacji nie mogę od razu usnąć, więc chodziłam przerażająco wykończona. Dzisiaj nareszcie się wyspałam, ale jak to zwykle w moje dni wolne bywa - pogoda do dupy :(

Przy okazji przepraszam wszystkich znajomych którzy tu zaglądają albo piszą do mnie na facebooku - naprawdę jestem nieprzytomna ze zmęczenia, mamy gigantyczne obłożenie, dzień w dzień same nowe rzeczy i jak wracam do domu to już nie mam siły wyłączać kompa. Ale poprawię się :)

W poniedziałek lecę na Gran Canarię na kilka godzin zostawić papiery dotyczące ślubu. Okazało się, że od zostawienia papierów mamy rok na ślub, więc może uda mi się chociaż jednego przedstawiciela rodziny sprowadzić na ten dzień :)


Ze smutnych wiadomości - w pobliżu Maroka na wysokości Fuerteventury doszło do usterki statku z 5 tysiącami ton ropy na pokładzie. Trochę już wycieka, ale póki co w miarę pod kontrolą. Liczę na to, że do nas nie dotrze, ale jest naprawdę blisko od Maroka na Fuertę...

Jutro pierwszy wspólny dzień wolny z G. od baaaaaaaaardzo długiego czasu, więc pojedziemy na najlepsze tiramisu świata. A 31 grudnia pracuję - co za niespodzianka. Już sobie wyobrażam tłumy pijanych Anglików w hotelu;))

a propos Anglików - kilka dni temu przyszła do mnie angielska rezydentka, jakieś 25-30 lat, i poprosiła o pomoc w przyszyciu guzika do koszuli, bo ona nie umie, bo jak jej się coś w Anglii psuło to to wyrzucała...no super....a ja myślałam że jestem nieogarnięta życiowo.

Własnie - jak już napisałam o takich 'kobiecych' kwestiach, to Kowalska - gotuj cebulową z tej naszej książki kucharskiej, super łatwa a przepyszna!! Kocham cię mój pyśku najdroższy :*

czwartek, 12 grudnia 2013

Wracam z tarczą!

Wczoraj się obroniłam. Na 5! :) więc dzięki wszystkim, którzy mi kibicowali i wierzyli w to, że się uda - mimo, że ja sama w to nie wierzyłam.

Co to znacza? W najbliższy weekend lecę na Fuertę i na 95% już nie wracam w tym roku, zostaję na dobre kilka miesięcy. Więcej niż miesiąc rozłąki z moim Ringo to za dużo.

Ślub ze względu na biurokrację hiszpańską dalej odkładamy (już drugi raz się nie uda....no ale cóż zrobić - nie mam hajsu żeby latać w tą i w tamtą 10 razy żeby zadowolić Registro Civil).

Od 3 do 10 grudnia byłam w Ingenio - teoretycznie miałam się uczyć do obrony, w praktyce:
- pomalowałam sypialnię,
- jeździłam po okolicy rozwalającą się Toyotą z psem obok mnie - wyglądało to mniej więcej tak jak G. i Ringo na tym zdjęciu:
krótko mówiąc spełniłam marzenie o jeździe jak w hamerykańskich filmach,
- karmiłam krowę, osła, stado kóz i kozła, świnię kanaryjską i kury,
- próbowałam nie wydawać kasy w centrach handlowych,
- dałam się pokłóć szwagrowi i szwagierce w ramach kontroli zdrowia;],
- przerażająco marzłam - ładnie było tylko dwa dni, później wiatr, zimno, chmury.

Wiatr na tyle mocny, że w necie krąży poniższy obrazek:

oznacza mniej więcej "staaaaaaary, troszkę wieje" i jeśli ktoś pamięta układ Wysp Kanaryjskich, to tutaj coś nie będzie pasować;)
wiało na serio, tyle dobrego że uciekłam we wtorek około południa, a już pod wieczór przyszła gigantyczna burza. Poszła nawet plotka, że będą profilaktycznie odcinać prąd, ale była to tylko plotka. Za to prawdą były odwołane rejsy promów (np. Corralejo-Playa Blanca) i zajęcia w szkołach, pozrywane linie elektryczne itd - wszystko wiązało się z czerwonym i żółtym alarmem pogodowym.

Za to dzisiaj Izaña na Teneryfie (około 2500 m.n.p.m.) wyglądała tak:


ktoś narzeka na pogodę w Polsce? Tutaj mamy przynajmniej ogrzewane domy i duży zapas ciepłych ubrań na zimę. Aż żal mi tych, którzy wybrali się z Polski na Teneryfę i nie zabrali nic ciepłego do odwiedzin na Teide albo wybiorą się do Parku Narodowego jakimś nissanem micrą z letnimi oponami ;))

Niedługo znów będę nadawać z mojego miejsca na ziemi, z najfajniejszego mieszkania w całym Puerto Lajas. nie mogę się już doczekać <3 a póki co zagrzebuję się pod kołdrę z moim elektrycznym kocykiem i zapadam w sen zimowy, bo brak światła dziennego nawet w ciągu dnia jakoś mnie rozleniwia. Tylko ja tak mam czy to normalne?